Milena Gawryluk ma 20 lat. Urodziła się i mieszka w Supraślu. Jest absolwentką Szkoły Sportowej w Supraślu. Obecnie studiuje Dziennikarstwo i komunikację społeczną na Akademii Humanistyczno-Ekonomicznej w Łodzi. Nauka w trybie online pozwala jej na sprawne łączenie nauki z pracą, bo pomimo

młodego wieku od kilku lat związana jest ze światem mody. Współpracowała z wieloma markami na polskim i zagranicznym rynku m.in.: Paprocki&Brzozowski, Bizuu, Łukasz Jemioł, Robert Kupisz, Reserved, The Beaste Brand, Zuo Corp, Nicole Miller w Nowym Jorku, Au jour le jor i Damir Doma w Mediolanie, Lutz Huelle w Paryżu. Jej zdjęcia znalazły się w: Elle Polska, K Magu, Twoim Stylu czy Glamour.


MS: Od jak dawna pracujesz w modelingu? Skąd taki pomysł?


Milena Gawryluk (MG): Chyba nigdy w życiu nie myślałam o modelingu jako o czymś dla mnie. No może jako mała dziewczynka, jak to zwykle bywa, marzyłam o byciu sławną piosenkarką, aktorką, albo właśnie modelką. Ale byłam wtedy małym „Puckiem” i chyba nawet wtedy zdawałam sobie sprawę, że żeby być modelką, trzeba mieć zupełnie inną figurę. Lata leciały, mnie wyciągnęło w górę, po rodzicach odziedziczyłam całkiem niebrzydką buzię. I tak pewnego razu Gosia Olizarowicz, która wtedy rozkręcała swój „makijażowi” biznes, zaproponowała mi sesję zdjęciową. Miały one posłużyć jej do promocji, a mi, jak się okazało pomogły zrobić małą życiową rewolucję… Gosia poradziła, żebym założyła profil i umieściła je na portalu maxmodels.pl. Wkrótce odezwały się do mnie dwie agencje modelingowe, do których pojechałam na spotkanie i okazało się… że miałam za duże wymiary. Musiałabym schudnąć, a nie miałam tego w planach. Byłam wtedy chyba w pierwszej klasie liceum. Temat się rozmył na jakieś 1,5 roku. Znów odezwała się do mnie agencja, też przez maxmodels. Co zabawne, była to ta sama agencja co wcześniej, tylko zmieniła się scoutka i ona mnie nie znała. Pojechałam znowu do Warszawy. Zaczęło się jeżdżenie na sesje testowe, polaroidy, aż w końcu po kilku miesiącach podpisaliśmy kontrakt.
Z Rebel Models, bo tak nazywa się moja agencja, jestem związana już prawie trzy lata, zaczęłam pracować w klasie maturalnej.

MS: Jak zareagowali Twoi najbliżsi na wieść, że postanowiłaś spróbować swoich sił w tej branży?


MG: Muszę przyznać, że jestem niesamowitą szczęściarą, bo rodzina i chłopak bardzo mnie wspierają. Szczególnie na początku to wsparcie było nieocenione- wszystkie bilety do Warszawy fundowała mi mama, ona zgadzała się, żebym w dni szkolne jeździła na ważne castingi, do pracy i usprawiedliwiała nieobecności. Ufała mi. Od dziecka miałam wpojone, że uczę się dla siebie i wierzyła, że podchodzę do tematu odpowiedzialnie, a wyjazdy nie będą równoznaczne z gorszymi wynikami w nauce. Chyba jej w tej kwestii nie zawiodłam, bo maturę zdałam śpiewająco.
Najbardziej martwiła się babcia. Chyba dalej się trochę martwi, ale już znacznie mniej niż na początku. Wtedy obawiała się jak sobie poradzę w odległym kraju, bała się, że zaniedbam szkołę. Ale nigdy mi niczego nie odradzała, też mnie bardzo wspierała. To zmartwienie raczej sama odczytywałam z jej zachowań.
Z kolei najstarsza siostra Gabrysia od razu została moją najwierniejszą fanką. Na zmianę z mamą udostępnia czasem moje sesje na Facebooku. Myślę, że jest ze mnie dumna. Średnia siostra, Martyna chyba podchodzi do tego „najnormalniej”. Z nią zawsze dzieliłam pokój i nie przypominam sobie, żeby moje pierwsze zlecenia wywołały u niej jakieś szczególne emocje. Za to zawsze najcierpliwiej wysłuchuje moje narzekanie. Najmłodsza siostra, Amelka chyba też jest dumna. Zawsze bardzo za mną tęskni, ale wynagradzają jej to upominki z wyjazdów.
Mój chłopak, Hubert, jest moim największym wsparciem. Jesteśmy razem prawie pięć lat, więc jest przy mnie od początku modelingowej drogi. To nie czas i miejsce, żeby wyliczyć awaryjne sytuacje, w których mi pomógł, czy zliczyć godziny rozmów, w których podnosił mnie na duchu po nieudanym castingu. W dużej mierze to jemu zawdzięczam, że jestem teraz tu, gdzie jestem.

MS: Traktujesz to jako zawód czy pasję?


MG: Modeling jest moją pracą. Pracą, która lubię, i która daje mi możliwość realizowania moich pasji i zainteresowań jak podróżowanie. Jednak jest to praca jak każda inna, i jak chyba wszyscy- modelki też mają swoje własne zainteresowania nie związane z branżą modową. Mnie na przykład interesuje dietetyka, czytam książki i blogi związane z tą tematyką. Dużo eksperymentuje w kuchni, a pieczenie i przygotowywanie zdrowszych zamienników tradycyjnych deserów jest dla mnie najlepszym odprężeniem.

MS: Jak wspominasz początki kariery?


MG: Pierwsze sesje, to były sesje testowe, czyli takie, które nie są nigdzie publikowane, tylko budują moje portfolio. Pamiętam, że na pierwszej sesji, jeszcze przed podpisaniem umowy, była ze mną najstarsza siostra. Zdjęcia były robione w mieszkaniu fotografa, proste, surowe zdjęcia, których zadaniem było przekonanie agencji do podpisania kontraktu. Byłam bardzo zestresowana i speszona. Miałam problem z dobieraniem póz i z mimiką. Na późniejszych sesjach było coraz łatwiej, „otwierałam się” i stopniowo polepszałam pozowanie.
Wielkie emocje towarzyszyły mojemu pierwszemu wyjazdowi „na kontrakt” do innego państwa. Tym bardziej, że miałam po raz pierwszy w życiu lecieć samolotem. Padło na Mediolan, gdzie głównym celem był mediolański tydzień mody. Spędziłam tam cały wrzesień. Były wielkie nadzieje o pokazach Gucci czy Armaniego. No cóż, rzeczywistość nie była tak łaskawa i wyjazd zakończyłam z bilansem dwóch zrobionych pokazów, ale nie tak znanych marek.
Pokaz Au Jour le Jour był moim pierwszym pokazem w życiu. Był delikatny stres i szybsze bicie serca przed wyjściem na wybieg. Myślałam o tym, żeby nie wywrócić się na śliskiej posadzce. Jak tylko wyszłam na wybieg, to ta myśl gdzieś uleciała. Poczułam, że jestem w swoim żywiole i wczułam się w rytm muzyki. Po chwili mój pierwszy pokaz w życiu był już przeszłością, a ja musiałam lecieć na następny pokaz, maksymalnie spóźniona. Gdy tylko dotarłam na miejsce pokazu Damira Domy, dopadło mnie jakieś pięć osób, ze sztabu makijażystów i fryzjerów, żeby przygotować mnie do wyjścia na czas. Te pierwsze pokazy wspominam chyba najmilej, ze wszystkich, w jakich miałam przyjemność iść.

MS: Jak to się stało, że znalazłaś się na zagranicznych wybiegach?


MG: Praca modelki w dużej mierze polega na wyjazdach. Agencja matka, czyli ta główna, która się Tobą na co dzień „opiekuje”, szuka dla Ciebie agencji zagranicznych. Z nimi podpisujesz kontrakty i wyjeżdżasz do obcego państwa na jakiś okres czasu. Może to być tydzień, dwa, a może być też kilka miesięcy. Na pierwszy kontrakt poleciałam do Mediolanu, potem był Paryż- do tych miast wracałam kilka razy. Był jeszcze Nowy Jork, Barcelona, Istambuł, Tokio, Pekin, Guangzhou, Londynie. Na pracach byłam też w Tripoli w Libanie, w Szwecji, Lizbonie, Berlinie… W zasadzie nie pamiętam gdzie jeszcze. Tak zwane „direct bookingi”, czyli prace, na które lecisz za granicę na dwa czy trzy dni, z reguły ograniczają się do zwiedzenia lotniska, studia fotograficznego i hotelu. Także mogę powiedzieć, że byłam w Sztokholmie, ale nie, że widziałam to miasto. Chodziłam na wybiegach w Mediolanie, Paryżu, Nowym Jorku, Tokio i Pekinie. No i w Warszawie.

MS: Modeling kojarzy się z wieloma wyrzeczeniami, restrykcjami. Jak oceniasz tę prace teraz, gdy już trochę pracujesz w tym zawodzie?


MG: Rzeczywiście modeling od zawsze kojarzy się z wyrzeczeniami i restrykcjami. Muszę powiedzieć, że ta praca okazała się być dużo cięższa niż to sobie kiedyś wyobrażałam. Głównie ze względu na to, że jest to wolny zawód- nie możesz zaplanować swojego roku, miesiąca czy tygodnia. Nie wiadomo kiedy „wskoczy Ci opcja” na pracę. Nie raz musiałam odwoływać spotkania czy rezygnować z uroczystości ze względu na pracę czy wyjazdy. Nieodłączną częścią modelingu jest życie praktycznie na walizkach. Czasami zdarzało się, że w przeciągu tygodnia byłam w trzech czy czterech odległych zakątkach ziemi.
Restrykcje są też jeśli chodzi o wymiary i wygląd modelek. Musimy pilnować formy. Ale wbrew stereotypom nie jemy wcale wacików nasączonych octem, czy miski powietrza na śniadanie. Większość dziewczyn, które znam uwielbia zdrowo jeść, między castingami spotykamy się na lunche, a kiedy mieszkałam w Paryżu z moją przyjaciółką modelką codziennie przygotowywałyśmy sobie pożywne śniadania, bo inaczej wychodziłyśmy z domu złe. Kluczem do wszystkiego jest zdrowa dieta, aktywność fizyczna i balans. Pizza i lody też wchodzą do naszej diety.
Sama praca na planie nieraz jest cięższa niż się ludziom wydaje. Bo problem w tym, że ludzie widzą tylko efekty- wydrukowane na kartkach gazet zdjęcia, plakaty, relacje z pokazów. Nie widzą i nie są często świadomi, że kolekcje letnie fotografuje się zimą, a zimowe latem.
Nigdy nie zapomnę zdjęć w okolicach Istambułu. Grudzień, 6 rano, wschód słońca na piaszczystej plaży, chłodna nadmorska bryza, temperatura jakieś zero stopni. I ja- oparta o krzesło w centralnej części plaży, ubrana w odkrywającą ramiona sukienkę i cienkie rajstopy. Do tej pory nie mam pojęcia jak opanowałam trzęsące się z zimna ciało, najpierw chciało mi się płakać. Ale dałam z siebie wszystko, bo taka jest moja praca. Było warto, bo to dalej jedne moich ulubionych zdjęć w mojej książce.
Nie jest to praca tak ciężka jak praca lekarzy, prawników, czy górników. Ale nie jest też tak lekka i przyjemna jak wydaje się wielu osobom- nie polega tylko na wyglądaniu ładnie i umiejętności stawiania prawej nogi za lewą na wybiegu, a niestety często jeszcze spotyka się takie opinie.

MS: Często wracasz do domu? Tęsknisz?


MG: Aktualnie w końcu robię prawo jazdy, więc jestem w domu już od lutego. Teoretycznie. W praktyce wygląda to tak, że spędzam w domu dwa- trzy dni w tygodniu, a w międzyczasie jeżdżę na kilka dni do pracy. Kiedy jestem w Polsce moje życie jest z reguły rozłożone między Białymstokiem, Supraślem i Warszawą. Czy tęsknie? Zawsze. Raz bardziej raz mniej. To zależy jak czuję się na wyjeździe, czy podoba mi się dane miasto, jakich mam dookoła siebie ludzi i czy pracuje. Poprzedni rok szkolny był bardzo intensywny jeśli chodzi o wyjazdy. Najdłuższą przerwę miałam chyba półtora miesiąca między Istambułem, a Tokio. Teraz trochę zwolniłam.

MS: Jak wspominasz Supraśl?


MG: Mam bardzo miłe wspomnienia z Supraśla. Uwielbiam otaczającą to miasto naturę. Czasem biegam supraską groblą i podziwiam widoki. Zresztą nie jest tak, że ja tylko wspominam Supraśl. Ja wciąż tu mieszkam i jest to moje miasto. Chociaż szczerze wątpię, że się tu osiedle. Ze względów czysto praktycznych. Większość moich znajomych uczy się lub pracuje w Białymstoku.

MS: Jakie masz plany na kolejne lata?


MG: Jak już wspominałam, specyfika tego zawodu nie pozwala za bardzo na planowanie przyszłości. Chciałabym pracować jako modelka jak najdłużej będzie to możliwe, w międzyczasie skończyć moje studia dziennikarskie i może podjąć się też dietetyki. Chcę wrócić jeszcze do Nowego Jorku i wyjechać na wakacje do Tajlandii i Indii. Wynająć mieszkanie i kiedyś otworzyć własną kawiarnię z moim ulubionym matcha latte i wegańskimi przysmakami.

MS: Czego Ci życzyć?


MG: Poproszę o dużo wytrwałości, siły, uśmiechu i zdrowia. Oraz, żeby klienci „bookowali” mnie jak najczęściej!

MS: Dziękuję za rozmowę.

Zdjęcia: archiwum Mileny Gawryluk

hpr
 

Kalendarium

 Listopad 2024 
PnWtŚrCzPtSoN
    123
45678910
11121314151617
18192021222324
252627282930 

Transmisja Sesji Rady Miasta

Newsletter

Chcesz być dobrze poinformowany? Zapisz się.