2 lipca 1945 r. na uroczysku Stary Majdan doszło do jednej z największych bitew w dziejach supraskiej ziemi. Choć trudno w to uwierzyć, wydarzenie to jest obecnie całkowicie zapomniane. Nie znajdziemy o nim wzmianki w żadnej publikacji dotyczącej Supraśla. Dziś, w Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych, pragniemy więc na nowo zapisać je w annałach naszej lokalnej historii.
Na przełomie 1944 i 1945 r. sowieckie służby aresztowały i wywiozły do łagrów dziesiątki członków AK i NSZ. W odpowiedzi na wzmagające się represje wiosną 1945 r. w Puszczy Knyszyńskiej powstało Zgrupowanie Armii Krajowej Obywatelskiej "Piotrków", liczące ok. 300 partyzantów. W jego skład wchodziły dwie kompanie piechoty (o kryptonimach "Niemen" i "Świsłocz"), szwadron kawalerii oraz pluton żandarmerii. Większość partyzantów z Supraśla i okolic zasiliła szeregi "Niemna", nad którym dowództwo objął Józef Borowski „Grom”. Główna baza kompanii znajdowała się nieopodal osady Krasny Las, na uroczysku Stary Majdan. Pod koniec kwietnia partyzanci AKO "Piotrków" ruszyli do walki, w ciągu kilku tygodni zdobywając większość miasteczek na terenie powiatu i niemal rozbijając w puch struktury władzy komunistycznej na Białostocczyźnie. Seria sukcesów "Piotrkowa" zakończyła się jednak wraz z nastaniem lata 1945 r. 19 czerwca zginął Józef Borowski, skrycie zastrzelony przez byłych członków jego własnego oddziału, usuniętych kilka dni wcześniej za wyłamanie się spod dyscypliny i samowolne kradzieże. Nowym dowódcą "Niemna" został Jan Wyrzykowski "Murat". Potem wypadki potoczyły się błyskawicznie. Przeciwko licznym, ale słabo wyekwipowanym i nie mającym większego wyszkolenia partyzantom rzucono zaprawione w bojach, znakomicie wyposażone w artylerię, jednostki pancerne, a nawet lotnictwo dywizje Ludowego Wojska Polskiego (LWP) i Armii Czerwonej. Decydujące starcie rozegrało się 2 lipca 1945 r., gdy Sowietom udało się dotrzeć do samego serca kompanii "Niemen".
Jak wynika z materiałów białostockiego UB, tragiczna w skutkach bitwa była głównie wynikiem przypadku. Z uzyskanych przez funkcjonariuszy informacji od agentury wynikało jedynie, że oddział "Murata" znajdował się w lesie w okolicach wsi Ciasne. W rejon potencjalnego obozowiska z Białegostoku wyruszyła sowiecka grupa operacyjna licząca 240 żołnierzy, wsparta ciężkim sprzętem tj. dwoma samochodami pancernymi, a nawet kilkoma tankietkami. Prawdopodobnie przez pewien czas przeczesywała skraj lasu, szukając jakiegokolwiek punktu zaczepienia. Do "Murata" dochodziły bowiem słuchy od wracających z obchodu żołnierzy o nasilonym ruchu czołgów na drogach. Póki co, nie było jednak powodów do niepokoju. Jak dotąd nie zdarzyło się bowiem by Rosjanie zapuścili się w głąb puszczy. Wyrzykowski mógł więc to potraktować jako przygotowania do kolejnej obławy w którymś z miasteczek. Pech chciał, że w tym samym czasie Stary Majdan opuścił patrol pod dowództwem supraślanina Henryka Langiewicza "Czarnego". W porównaniu z wcześniejszymi akcjami, dzisiejsze zadanie wydawało się nad wyraz proste: na prośbę leśniczego z gajówki Izoby mieli zdyscyplinować chłopów z okolic Wygody, aby samowolnie nie wycinali drzew z lasu. W ten sposób obie grupy - partyzanci i czerwonoarmiści - nie zdając sobie z tego sprawy, zmierzały wprost naprzeciw siebie. Jakby tego było mało, w tym samym czasie w rejon Ciasnego zawędrował również jeden z pododdziałów "Piotrkowa" wracający z nocnego rajdu. Zbliżało się południe, gdy ich drogi wreszcie się skrzyżowały.
Całkowicie zaskoczeni "leśni" ujrzeli przed sobą tyralierę sowieckich wojsk. Ich przerażenie jeszcze wzrosło, gdy do uszu dobiegł ich warkot silników, a po chwili na horyzoncie ukazały się czołgi. Przewaga wroga była tak miażdżąca, że szaleństwem byłoby podjęcie z nimi walki. Ludzie "Czarnego" w popłochu rzucili się do ucieczki. Czerwonoarmiści widząc łatwą zdobycz, ruszyli wszystkimi siłami w pogoń. Z każdą minutą coraz bardziej zaciskali pierścień obławy, uniemożliwiając partyzantom wydostanie się z kotła. W tej sytuacji droga ucieczki była tylko jedna: wprost na Stary Majdan.
Tymczasem w obozowisku panował zupełny spokój. Dzień nie różnił się od innych mu podobnych. Jedni czyścili broń, inni beztrosko dyskutowali, z rozmarzeniem wdychając smakowite opary unoszące się z polowej kuchni. Nagle wszystko się zmieniło. Ucichł gdzieś zarówno gwar rozmów, jak i śpiew ptaków, a z oddali dobiegł głuchy pomruk, niczym grzmot zwiastujący nadciągającą burzę. Po chwili dało już się rozeznać odgłosy strzałów. Jeżeli ktokolwiek miał wątpliwości co do skali zagrożenia, pozbył się ich w momencie, gdy na polanę wbiegli zziajani partyzanci "Czarnego", a po chwili z lasu wyłonili się pierwsi Sowieci. Rumor stał się nie do zniesienia. Zza drzew wysunęły się tankietki, plując ogniem w stronę żołnierzy AKO. Nad kompanią zawisło widmo zagłady.
Henryk Langiewicz "Czarny"
Pierwsi opór stawili wartownicy, czatujący na obrzeżach obozowiska. Oddali kilka strzałów, lecz była to jedynie salwa na pokaz. W starciu z czołgami byli przecież bezradni. Część zatem uciekła w głąb polany, natomiast dwóch w panice wspięło się na drzewa i skryło w gęstwinie liści. W ferworze walki Rosjanie nie zwrócili na nich uwagi. Dzięki temu obaj partyzanci zdołali przetrwać do końca bitwy i pod osłoną nocy uciekli z okrążenia.
Pierwszy szok został na szczęście szybko opanowany. "Murat" rzucił grupę żołnierzy do walki, a reszcie nakazał wycofanie na wschód, w kierunku rzeki. Szczególnym bohaterstwem wykazał się dowodzący I drużyną mieszkaniec Supraśla Edward Szymkowski. Wdowiec, wychowujący samotnie trzynastoletniego syna, do lasu poszedł mając już ponad 40 lat. Zapewne dlatego otrzymał pseudonim "Stary". Wiek nie tylko nie przeszkadzał mu w pełnieniu obowiązków, ale okazał się dodatkowym atutem. Kiedy młodsi koledzy dali się porwać panice, on zachował zimną krew. Chwycił swój RKM i spokojnie wycelował w nacierającą tyralierę wroga. Celna seria usadziła Sowietów, hamując ich zapędy. Potem odezwały się karabiny innych partyzantów. Rosjanie zupełnie oklapli, nie podejmując kolejnych prób natarcia. Tankietki waliły na oślep, co w gęstym lesie czyniło więcej hałasu niż szkody. Mimo to kule w końcu dosięgły kilku obrońców, choć na szczęście nikogo śmiertelnie. Z biegiem czasu liczba rannych rosła. "Murat" zdołał jednak wyprowadzić swych podkomendnych z okrążenia, prowadząc ich poprzez Cieliczankę i Jałówkę do Budziska, gdzie znajdowała się zapasowa kwatera "Niemna". Tamtejsze bagna zapewniły bezpieczny nocleg, ale wpłynęły też negatywnie na osłabione całodniowymi przeżyciami organizmy. Dla supraślanina Czesława Koreckiego "Małego" skończyło się to ciężkim zapaleniem płuc i przedwczesną śmiercią w 1947 r. w wieku zaledwie 23 lat.
Czesław Korecki "Mały"
Tymczasem bitwa zbliżała się do kresu. Niemal do samego końca walczył Leon Silicki "Buchaj", który nawet już uciekając nadal ostrzeliwał się ze swojego RKM-u, nie dając zbliżyć się wrogowi. Czerwonoarmiści pozostali na swoich pozycjach, zapewne obawiając się, że w głębi Starego Majdanu mogą napotkać jeszcze twardszy opór. Nie znali zresztą ścieżek w puszczy, więc woleli nie ryzykować zbłądzenia. Poza tym podstawowy cel jakim było zdobycie głównego obozu "bandy" został osiągnięty. Gdy zapadł wieczór, las wreszcie ucichł.
W ręce Armii Czerwonej wpadł cały obóz kompanii wraz z cennym wyposażeniem. Fury z zapasową bronią i amunicją, konie oraz kuchnia polowa. Żal było zwłaszcza rumaków. Partyzanci nie mogli ich zabrać, by nie zawadzały w drodze. Tylko jeden uparcie podążył za swymi właścicielami, mimo że ci wielokrotnie próbowali go odgonić. Nie jest natomiast znana liczba poległych i rannych po obu stronach. Akowcy twierdzili, że zabili jedenastu Rosjan. Ci natomiast chwalili się ustrzeleniem dziesięciu "bandytów". Jak łatwo się domyślić, ani jedni, ani drudzy nie przyznali się do takich strat własnych. Pewne jest, że Sowieci wzięli żywcem tylko jednego żołnierza AKO. Kresowiak Feliks Jacewicz "Ponuryk", dezerter z jednostki wojskowej w Łodzi, był w oddziale zaledwie kilka dni. Co więcej, na Stary Majdan przybył niemal w przeddzień bitwy. Kiedy doszło do ataku poddał się bez walki. Posiadany karabin wyrzucił zawczasu w krzaki, obawiając się, że w przeciwnym razie zostanie rozstrzelany na miejscu. Odstawiono go do Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Białymstoku, a po miesięcznym śledztwie skazano na 10 lat więzienia.
W bitwie na Starym Majdanie brało udział ok. 300 ludzi, co czyni ją jednym z największych starć w powojennych dziejach Białostocczyzny. Porażka podziemia, pomimo niewielkich strat, miała niestety dalekosiężne skutki, gdyż w konsekwencji niedługo potem rozpadła się kompania "Niemen", a wraz z nią całe Zgrupowanie AKO "Piotrków".
ADAM ZABŁOCKI