79 lat temu rozpoczęła się II Wojna Światowa. Jej pierwszym etapem była kampania wrześniowa.
W pięciotygodniowych walkach z Niemcami i Sowietami wzięło udział ok. milion polskich żołnierzy, wśród których było również wielu mieszkańców naszego miasta. Dziś pragniemy przybliżyć sylwetki niektórych z nich.
Żołnierze jednego z grodzieńskich pułków na ćwiczeniach - na pierwszym planie Henryk Włodarczyk
Województwo białostockie leżało na pograniczu, lecz w pierwszych dniach września panował tu całkowity spokój. Niemcy skierowali impet swego uderzenia na inne odcinki. Strona polska postanowiła to wykorzystać, przeprowadzając niespodziewany wypad na Prusy Wschodnie. 2 września grupa ułanów przekroczyła granicę, zdobywając kilka mazurskich wsi. Sukces okazał się jednak krótkotrwały i przyniósł też pierwsze straty. Wśród poległych był młody supraślanin Jan Abłażewicz. Jego ciało spoczęło następnie w bezimiennym grobie na cmentarzu w Ełku.
Kilka dni później Niemcy uderzyli na polskie pozycje bronione przez Samodzielną Grupę Operacyjną "Narew". Zaciekłe walki toczyły się na linii Wizny, Łomży i Nowogrodu. 10 września opór zostały złamany. Do niewoli dostały się setki żołnierzy, w tym co najmniej czterech supraślan: Stanisław Benegda, Edmund Giba i ciężko ranny Feliks Kwasiborski z białostockiego 42 Pułku Piechoty oraz Ryszard Kulikowski z 3 Pułku Szwoleżerów Mazowieckich. Przewieziono ich następnie w okolice Bartoszyc i zamknięto w stalagu (czyli obozie jenieckim dla szeregowców i podoficerów) I A Stablack. Odtąd na wiele lat ich domem stały się ponure obozowe baraki otoczone drutem i strażniczymi wieżyczkami.
W tym samym czasie na południu kraju ciężkie walki z Niemcami toczyli żołnierze pułków grodzieńskich m.in. Aleksander Wiszniewski i Henryk Włodarczyk. Nieustannie ostrzeliwani przez czołgi, artylerię i samoloty nieprzyjaciela, zostali ostatecznie rozbici 12 września w rejonie Radomia. Wiszniewski zdołał wydostać się z okrążenia i wrócił do Supraśla, natomiast Włodarczyk trafił do niewoli. Inny kocioł powstał pod Kozienicami, gdzie Niemcy doścignęli niedobitki 77 Pułku Piechoty, próbującego przedostać się na drugą stronę Wisły. W ręce zwycięzców wpadł m.in. pochodzący z Supraśla kapral Mieczysław Jelski.
17 września nóż w plecy wycofującym się na wschód Polakom wbili Sowieci. W ciągu dwóch tygodni zagarnęli tysiące jeńców, zupełnie nieprzygotowanych na tak tragiczny obrót wydarzeń. Jednym z nich był dyrektor szkoły w Supraślu, porucznik rezerwy Ferdynand Marecki. Innym - szeregowy żołnierz Kadry Zapasowej 3 Szpitala Okręgowego w Sokółce Antoni Puciłowski, początkowo internowany na Litwie, a następnie przekazany w łapy NKWD. Po kilku tygodniach Puciłowskiego zwolniono do domu, zaś Marecki - z racji na oficerski stopień - został wywieziony do obozu w Kozielsku. Wiosną 1940 r. enkawudziści zamordowali go w Katyniu.
Polska armia nie poddała się, choć w starciu z dwoma wrogami nie miała już szans na zwycięstwo. Do 19 września trwały walki na Kępie Oksywskiej, gdzie do niewoli dostał się łącznościowiec Jan Motylewski. Kolejne lata spędził jako jeniec w stalagu II C Woldenberg i przymusowy robotnik na Pomorzu Zachodnim. 28 września padła Warszawa. Pod koniec miesiąca pozostałe oddziały zgrupowały się pod Kockiem, tworząc Samodzielną Grupę Operacyjną "Polesie" pod dowództwem gen. Franciszka Kleeberga. Tam też w dniach 2 - 6 października rozegrała się ostatnia bitwa kampanii wrześniowej. Brali w niej udział supraślanie z 10 Pułku Ułanów Litewskich: Mikołaj Tarasiewicz, Jan Narewski oraz radiotelegrafiści Antoni Muszyński i Wacław Pul. Po kapitulacji tylko Tarasiewiczowi udało się przedrzeć przez linie niemieckie i dotrzeć szczęśliwie do rodziny. Jego koledzy znaleźli się zaś w gronie jeńców. Tuż przed zakończeniem walk Pul zdołał jeszcze zniszczyć radiostację, by nie dostała się ręce wroga. Potem wraz z Muszyńskim został wywieziony do stalagu w Luckenwalde. Sześć kolejnych lat spędził na robotach przymusowych w III Rzeszy. W bliżej nieznanych okolicznościach do niewoli trafił także Edward Daszuta z 10 Pułku Ułanów oraz Stanisław Kozłowski z suwalskiego 4 Dywizjonu Artylerii Konnej.
Ostatnim akordem wrześniowych zmagań była śmierć 26 - letniego ułana Stanisława Piotrowskiego, który wziął udział w obronie Grodna przed Armią Czerwoną. Ciężko ranny, został co prawda przetransportowany do szpitala św. Rocha w Białymstoku, lecz nie odzyskał już przytomności i 14 października wyzionął ducha. Dwa dni później ks. Otton Sidorowicz pogrzebał jego zwłoki na supraskim cmentarzu, odnotowując przyczynę zgonu w księdze parafialnej: "Zmarł w ran odniesionych w obronie Ojczyzny."
Późniejsze losy żołnierzy Września potoczyły się różnie. Henryk Włodarczyk po wyzwoleniu z niewoli wyjechał do Australii. Edmund Giba udał się na emigrację do Kanady, lecz w 1955 r. powrócił do kraju i zamieszkał na stałe w Supraślu. Edward Daszuta zginął w obozie koncentracyjnym w Dachau. Antoni Muszyński w 1941 r. uciekł ze stalagu, przedostał w rodzinne strony i jako partyzant o pseudonimie "Waligóra" walczył potem z niemieckim i sowieckim okupantem aż do jesieni 1945 r. Jego śladem poszli też Mikołaj Tarasiewicz, Antoni Puciłowski czy Stanisław Kozłowski.
Dla wielu Wrzesień 1939 r. okazał się dopiero początkiem ich długiej, ciernistej drogi ku wolności.
ADAM ZABŁOCKI